Tolkien w grobie się przewraca - Elon Musk

Whoredom, czyli kupczenie znanymi franczyzami. 

Ideologiczna inwazja na popkulturę rozpoczęła się na uniwersytetach wiele dekad temu, skąd ją hordy młodych aktywistów o umysłach spreparowanych ideologią postmodernizmu rozwlokły w marszu przez instytucje, od sal lekcyjnych po sale sądowe, ostały się jeno szkółki niedzielne.  

To stamtąd polityka inkluzywności czy krytyczna teoria rasy przeniknęła do Hollywood (w Stanach toczy się obecnie batalia o to, czy nauczanie CRT w szkołach jest moralnie uzasadnione i czy działa na szkodę uczniów rasy białej). Tam, w tzw. “writers’ rooms” tuzin scenarzystów z dyplomami studiów nad gender zabiera się do rozmontowywania na czynniki pierwsze jakiejś kultowej marki, by następnie skonstruować z tych skrawków współczesnego potwora Frankensteina, czyli produkt popkulturowy, którego fani nie są w stanie rozpoznać nawet po zapachu.

Młody scenarzysta, któremu terminowanie na uniwersytecie przewróciło na nice światopogląd,  płeć, orientację, a nawet DNA, zasiada teraz nad scenariuszem do jakiegoś klasyka w przekonaniu, że wie i rozumie doskonale, co autor owego klasyka miał na myśli. 

Jeśli w opisie u Tolkiena Harfootowie posiadają ciemniejszy odcień skóry, a Tolkien nie doprecyzował nigdzie, jak ciemny w skali od jednego do dziesięciu, to owo niedopowiedzenie natychmiast otwiera furtkę dla całego szeregu odstępstw od lore obejmujących także inne postacie, jak wspomniany ciemnoskóry elf czy krasnoludka, dodajmy ponownie, że bez brody, choć u Tolkiena stoi jak wół, że krasnoludzkie kobiety zarost posiadały. 

Cała rzecz nie w tym, że aktorów ciemnoskórych obsadza się w adaptacjach twórczości wywodzącej się z anglosaskiego kręgu kulturowego, lecz czy w naturalny sposób wpisują się w jego ramy historyczne i mitologiczne. Jedna jaskółka wiosny nie czyni. Jedna Pocahontas w Londynie pierwszych Stuartów nie czyni z tego miasta tygla multi kulti, choć twórcy serialu Bridgerton od Netflixa upierają się, że jednak czyni. 

Udane przeniesienie dzieła z jednego kręgu kulturowego w drugi to trudna sztuka, która udała się w zasadzie jedynie Kurosawie. Doskonała znajomość, szacunek i miłość do dzieł Szekspira zadziałały w tym przypadku jak warstwa izolacyjna, dzięki czemu reżyserowi nigdy nie przyszło do głowy, by w Ran jedną z głównych postaci uczynić bladolicym harleyowcem z brodą w kolorze pożogi i w skórzanej kamizelce Hell’s Angels. 

Ciekawe, jak twórcy Pierścieni Władzy zamierzają wytłumaczyć niemal całkowitą absencję ciemnoskórych istot w trylogii Jacksona osadzonej przecież tysiące lat po wydarzeniach z Silmarillionu. Czyżby doszło we Śródziemiu do jakiegoś kataklizmu, który zdmuchnął z powierzchni ziemi jedynie osobniki o wyrazistszym kolorycie? Czy może spakowali manatki i wyemigrowali na Zakazany Zachód? 

Tym ostatnim twistem fabularnym osiągnęliby twórcy rzecz, o którą tak usilnie zabiegają, czyli uczynienie z serialu zwierciadła, w którym współczesny świat zmagający się z problemem imigracji ujrzałby swe wierne odbicie. Natomiast dla byłych demoludów byłoby to całkiem smaczne mrugnięcie okiem. Nie posądzamy jednak chałturników na garnuszku Bezosa od Amazona, którzy nawet Tolkiena nie potrafią czytać ze zrozumieniem, o rozeznanie w niuansach historycznych skomunizowanej Europy wschodniej.

Jedną z takich chałturniczek jest niejaka Mariana Rios Maldonado zatrudniona przy serialu w charakterze specjalistki od Tolkiena. Na swoim koncie na Twitterze legitymuje się doktoratem z tolkienistyki oraz tytułem komisarzowej od równości i różnorodności. Przegląd jej wpisów na Twitterze pozwala podejrzewać, że wierność scenariusza serialu z mitologią Tolkiena nie jest dla pani doktor żadnym priorytetem, tylko właśnie owo komisarzowanie. 

Natomiast autentyczny specjalista od Tolkiena, Tom Shippey, który współpracował przy Władcy Pierścieni oraz Hobbicie Jacksona, został odsunięty od produkcji za samowolne udzielenie wywiadu niemieckiemu blogerowi, a przynajmniej taki powód zwolnienia podano oficjalnie. Można jednakże spekulować, że Shippey miał priorytety ustawione zupełnie inaczej niż pani Maldonado i że jego doskonała znajomość oraz szacunek do twórczości Tolkiena były nieznośnym cierniem w zadku Bezosa od Amazona i ostatecznie doprowadziły do usunięcia go z produkcji. 

Reinterpretowanie materiału źródłowego w wykonaniu farbowanych specjalistów w rodzaju Maldonado przebiega dwutorowo. Przeczesuje się oryginał gęstym grzebieniem a następnie odsiewa wszystko to, co mogłoby urazić wrażliwość współczesnego odbiorcy, jak silna męskość dominująca nad wiotką, eteryczną kobiecością. Oto rodowód zakutej w zbroję, szarżującej na czele armii wojowniczej Galadrieli w zwiastunie Pierścieni Władzy.  

Prócz tego dodawane są elementy odzwierciedlające ducha czasu, czyli popularne, dominujące w przestrzeni publicznej socjo-polityczne lejtmotywy. W artykule na „Polygonie” poświęconym Władcy Pierścieni zdumiony autor odnajduje “homoseksulaną historię miłosną w samym sercu narracji”. 

“W trakcie podróży Sam odkrywa swe głębokie oddanie dla Froda. Czyje przy nim zakłopotanie, rumieni się na dźwięk jego słów, ujmuje i ‘delikatnie gładzi’ jego ręce, twarz i włosy przy różnych okazjach, oraz ustawicznie wyraża swą lojalność (…) ‘Kocham go’, myśli sobie Sam, kontemplując urodę Froda. Innym razem ‘ramionami i ciałem dodaje Frodowi otuchy’”. 

Dekonstrukcja mitów kulturowych nie jest niczym nowym i nie ogranicza się wyłącznie do Hollywood. Na polskim podwórku niemałe poruszenie w środowisku akademickim wywołała w 2013 r. wypowiedź Elżbiety Janickiej z Instytutu Slawistyki Polskiej Akademii Nauk. Dopatrzyła się ona bowiem homoerotycznych napięć między “Zośką” a “Rudym” w Kamieniach na Szaniec. 

Autorom owych rewelacji wydaje się chyba, że, “wnioskując z wiadomego o niewiadomym” (Herodot), odkryli starożytną Atlantydę, ale konkretnych dowodów na jej istnienie nie podają. 

Implementowanie prowokacyjnych idei do klasycznych dzieł wolnych do tej pory od kontrowersji to wandalizm kulturowy w czystej formie, jak dorysowywanie groteskowych fallusów postaciom z fresków w Kaplicy Sykstyńskiej, bowiem dyskurs przy stole, gdzie się demontuje kulturowe dziedzictwo Zachodu, zdaje się nie sięgać wyżej rozporka. 

W tym zafiksowaniu na tematach wrażliwych, ale zato nośnych, jak seks i nagość, oraz na chęci skopiowania sukcesu Gry o Tron, twórcy serialu zdecydowali się uzupełnić scenerię Śródziemia zdrową dozą erotyzmu. I tak, pod czujnym okiem zatrudnionej specjalnie w tym celu koordynatorki scen intymnych, nagie postacie będą buszować w zbożu. 

Na marginesie, Bezos od Amazona mógł już wcześniej mieć swoją Grę o Tron. W 2018 r. rozpoczęto prace nad adaptacją Conana Barbarzyńcy, gdzie za scenariuszem i realizacją stał Ryan Condal, twórca niezłego serialu Colony (obecnie jest producentem Rodu Smoka, sequela GoT), a za reżyserią Miguel Sapochnik, który odpowiada za kilka najlepszych odcinków Gry o Tron. 

The Plotka głosi, że scenariusz był świetny i wiernie oddawał ducha książkowego pierwowzoru, czyli ociekał krwią i seksem, był mocny i brutalny. 

Jednak wraz z nadejściem ery MeToo i po przetasowaniach w amazonowej korporacyjnej wierchuszce, za rzekome napastowanie seksualne usunięto szefa działu medialnego, Roya Price’a, który projekt przyklepał. Na jego miejsce wskoczyła Jennifer Salke, która projekt skasowała. Powodem wyrzucenia scenariusza do kosza był jego szowinistyczny, seksistowski wydźwięk, bo tak się teraz nazywa produkcje mocne, męskie i brutalne w dobrym tego słowa znaczeniu.

W zaprezentowanych publiczności materiałach promujących Pierścienie Władzy nie znajdzie się nic, co by wskazywało, że wierność tolkienowskiej wizji Śródziemia jest priorytetem dla twórców. Autor jest martwy. Jego wizja i przesłanie nie korelują z realiami współczesnego świata i potrzebami i oczekiwaniami widowni. 

Z tego powodu twórcy serialu oraz różnej maści “specjaliści” od Tolkiena, którzy robią za pośredników między Autorem a odbiorcą, będą teraz tłumaczyć przeciętnemu popkornożercy, co Autor miał na myśli. Nie ma znaczenia fakt, że za jego czasów co innego zaprzątało ludzi, jak choćby pierwsza wojna światowa, a o Kochanku lady Chatterley rozmawiano szeptem w zaciszu buduarów.

Poruszanie tematów intymnych uchodziło w czasach publikacji Kochanka (rok 1960, po trzydziestu latach cenzury, Władca Pierścieni ukazał się 6 lat wcześnie) za nieprzyzwoite i sprośne, a użycie w tekście słowa “cunt” narażało wydawcę na rozprawę sądową i twarde lądowanie w ciupie.

Obecnie w około tolkienowskiej debacie żonglerka tematami związanymi ze sferą intymną odbywa się w świetle jupiterów i przy owacjach na stojąco w pismach branżowych i mediach społecznościowych. 

Na ubiegłorocznej konferencji naukowej pod patronatem Towarzystwa Tolkienowskiego i odbywającej się pod hasłem “Tolkien i Różnorodność” wzięto na tapetę palące kwestie związane z różnorodnością, inkluzywnością, a przede wszystkim seksualnością.

Omawiano tematy takie jak niepełnosprawność, stres pourazowy i ekologizm w odniesieniu do wysiedleń i migracji kultur Śródziemia, brak perspektywy feministycznej na przykładzie krasnoludzkich kobiet, czy hinduska mitologia, kultura i historia w krainach Tolkiena. Odczytano również referaty zatytułowane: ”Gondor w Tranzycji: Zarys Realiów Transgenderowych we Władcy Pierścieni”, “Ułaskawić Sarumana?: Gej w Tolkienowskim Władcy Pierścieni”, “Gejowscy Ateiści, Agnostycy i Animiści, O Boże!”, “Coś Wielce Queerowego: Destabilizowanie Cisheteropłciowej Amatonormatywności w Twórczości Tolkiena”.

Echem minionej przeszłości są czasy, gdzie na konwentyklach poświęconych życiu i twórczości Tolkiena dyskutowało się o lingwistyce Śródziemia czy taktyce militarnej Rohanu.

Reżyser Quentin Tarantino w jednym z wywiadów zwrócił uwagę na trend wszechobecny obecnie w przemyśle rozrywkowym, w myśl którego za każdym aspektem procesu twórczego kryje się jakaś ideologia du jour. Powiedział, że ideologia triumfuje nad sztuką, nad wysiłkiem osobistym, dobrem, rozrywką. Papa Goebbels byłby dumny, gdyż jest to nic innego jak czysta, niedestylowana propaganda. 

Współczesnym specom od mniemanologii stosowanej wydaje się, że mogą w mitologii Tolkiena grzebać do woli, interpretować według uznania, a potem przerabiać na nowe baśnie i legendy XXI wieku. Tak rodzą się bękarty ideologii, w “brudnych łonach” (Kasia Nosowska) twórców bez krztyny talentu, bez miłości do materiału źródłowego, do sztuki, do dobra i piękna ani do aktu tworzenia samego w sobie.

Więcej tutaj:

https://popkulturowyspam.wordpress.com/